antystresowa.pl/

The Mortal Instruments Colouring book

The official Mortal Instruments colouring book – Cassandra Jean & Cassandra Clare

Miasto Kości, młodzieżowa powieść fantasy amerykańskiej autorki C. Clare zainteresowało mnie już po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Nadprzyrodzone stworzenia takie jak wilkołaki czy wampiry fascynowały mnie już w dzieciństwie. Książki oczarowały mnie zarówno tematyką, jak i wspaniale wykreowanymi bohaterami, czy właściwie całym swoim światem. Z jednej strony odbiegającym od rzeczywistości, ale jednocześnie tak szokująco prawdziwym. Gdy seria na dobre zdobyła moje serce, zaczęłam interesować się wszystkim, co z jest z nią związane. Fanfiction, dodatkowe książki, opowiadania, grafiki i tym podobne doprowadziły mnie do artystki ilustrującej sceny z opowieści o Nocnych Łowcach. Twórczość Cassandry Jean, bo o niej oczywiście mowa, odegrała duża rolę w moim wyobrażeniu postaci oraz stała się inspiracją. Na The Mortal Instruments Colouring book – książkę jej autorstwa trafiłam jednak stosunkowo niedawno, gdy na rynku ukazała się ostatnia część trylogii o pogromcach demonów.

Długo wyczekiwana kolorowanka

Mortal Instruments Colouring book by Cassandra Clare & Cassandra Jean - okładka książki
Mortal Instruments Colouring book, Cassandra Clare & Cassandra Jean – okładka książki

Możecie wyobrazić sobie moją radość, w momencie odbierania przesyłki i wertowania kolorowanki. Zdecydowałam się nie oglądać tym razem żadnego filmiku prezentującego jej wnętrze. Byłam bardzo podekscytowana. Jeśli chodzi o grafiki – dokładnie spełniły one moje oczekiwania. Były równie piękne jak karty tarota, czy ilustracje bohaterów, które widziałam w internecie. Z jedną małą różnicą; nie miały kolorów. Ale już moja w tym głowa, żeby szybko to zmienić. 🙂 Format podobny do książek Kerby’ego – mniejszy niż a3, szerszy niż A4. Dość osobliwy, ale po dwóch książkach wspomnianego autora jestem już przyzwyczajona do pracy z rysunkami w tym wymiarze. Mogę nawet stwierdzić, że bardzo mi on odpowiada. Nie za duży, nie za mały – w sam raz. Problem jest jedynie ze skanowaniem obrazków. Każdy trzeba po kolei przycinać w programie graficznym. Kartki są grubsze niż w ostatnio kupionych przeze mnie pozycjach, a więc i odpowiednio sztywne. Oglądając je i dotykając, można zauważyć charakterystyczną strukturę.

Czytając to, każdy z was ma już pewnie pozytywne zdanie o tej książeczce. I tu was zaskoczę. Albo coś jest nie tak z moimi kredkami, albo z książką. W tę pierwszą opcję szczerze wątpię – zawsze sprawdzały się znakomicie, pomimo tego, że są reklamowane raczej jako kredki dla mało zaawansowanych. Kryją dobrze, nie łamią się. W prawdziwość drugiego stwierdzenia jest mi równie trudno uwierzyć, tym bardziej, że książki Rosanesa są drukowane na podobnym papierze, ale w praktyce prezentuje się to o wiele lepiej…

Nowe wyzwanie

Pomimo tego, że kolorowanka jest dobrej jakości, pracuje się z nią naprawdę ciężko. Miałam wrażenie, jakbym używała pasteli olejnych – każdy ruch kredką nie kryje w całości papieru, tylko pozostawia białe, prześwitujące fragmenty. Musiałam się naprawdę namęczyć, żeby wszystko wyglądało schludnie. Przy mocniejszym przyciskaniu rysika i większej ilości warstw, rzeczywiście wygląda to o niebo lepiej, ale kolor nie jest tak delikatny, jak bym tego chciała.

To mnie bardzo zaskoczyło i jednocześnie rozczarowało. Gdy w końcu znalazłam książkę z motywami z mojego ulubionego uniwersum fantasy, okazała się ona niezdatna do użytku. Nie poddałam się jednak tak łatwo. Chociaż raczej rzadko się na to decyduję, postanowiłam przetestować, jak na owym papierze zachowują się pisaki. Zazwyczaj wykańczam nimi obrazki, koloruję jedynie mniejsze elementy. Teraz w ramach eksperymentu tuszem wypełniłam postacie. Efekt mnie nie zachwycił, ale skończony rysunek prezentował się o niebo lepiej. Do kredek w tym wypadku postanowiłam więc nie wracać.

Mieszane uczucia

Jestem trochę zawiedziona, ale książka sama w sobie nie jest zła. Zasługuje na mocną czwórkę. Nie mam pojęcia co jest przyczyną takiego obrotu sytuacji… Jeśli spotkaliście się kiedyś z podobnym efektem, śmiało piszcie. Chętnie dowiem się czegoś nowego, co pozwoli mi poszerzyć wiedzę i zaradzić temu problemowi. Stanowczo rekomenduję użycie pisaków, flamastrów, cienkopisów i tym podobnych. Myślę, że farby również będą odpowiednie. Ciężko mi powiedzieć, jak zachowają się na tym papierze kredki innych marek. Sprawa nie jest przesądzona.  W najgorszym wypadku można sobie obrazki skserować, ale to już nie to samo. Jakość druku z pewnością spadnie, a i nie każdy ma ochotę na taką czasochłonną zabawę. Książka na pewno skłoniła mnie do przemyślenia własnej techniki kolorowania. Nie jestem w tym mistrzem, ale nie powinno mi to sprawiać aż takich problemów… Co zrobić.

Czy wart kupić The Mortal Instruments Colouring book?

Drugi raz nie zdecydowałabym się na zakup tej pozycji, lub przemyślała go bardzo poważnie. Zwłaszcza, że książka nie należy do łatwo dostępnych na polskich stronach. Nie wpływa to aż tak bardzo na jej cenę, ale trzeba troszkę poczekać na przesyłkę np. z Anglii. Biorąc pod uwagę ile nerwów kosztowało mnie kolorowanie obrazków, myślę że nie warto, ale decyzję pozostawiam Wam. Jestem przeciwnikiem kupowania czegoś, co później leży nieużywane, więc staram się jednak jakoś wykorzystać tę kolorowankę. Bardzo mi na niej zależało. Ale kto wie, może wy sprostacie wyzwaniu, które okazało się dla mnie trudniejsze niż myślałam i stworzycie piękne obrazy? 😉

Leave a Reply